Jak to się robi?
Dzień wcześniej lub rano:
Jedną pomarańczę (tę do wnętrza ciasta) włóż w całości do garnka, zalej wodą i gotuj przez godzinę – aż będzie tak miękka, że można ją przepołowić bez noża. Po ugotowaniu pozostaw ją w wodzie do całkowitego wystudzenia.
Następnego dnia:
Pokrój ugotowaną pomarańczę na ćwiartki, usuń ewentualne pestki i zmiksuj wszystko (tak, razem ze skórką!) na gładkie puree.
Rozgrzej piekarnik do 190°C (góra-dół). Przygotuj formę – wysmaruj ją masłem i wysyp mąką albo wyłóż papierem do pieczenia. Drugą pomarańczę pokrój w cienkie plasterki, a potem na półksiężyce – to będzie Twoja koronka na wierzchu ciasta.
Mokre i suche składniki:
W jednej misce połącz mąkę, proszek, sól i kurkumę.
W drugiej ubij jajka z cukrem na puszysty, jasny kogel mogel – ok. 2–3 minuty. Powoli wlewaj olej, miksując jak przy robieniu majonezu – masa ma być jedwabista i gładka. Dodaj pomarańczowe puree, wanilię i likier. Delikatnie wmieszaj suche składniki.
Czas na pieczenie:
Wlej masę do foremki, udekoruj plasterkami pomarańczy według uznania i posyp je z wierzchu pozostałym cukrem. Piecz ok. 50 minut, do suchego patyczka.
Po upieczeniu studź w formie 15 minut, potem – jeśli dasz radę – wyjmij i pozostaw do całkowitego wystudzenia. Ale wiadomo… ciepły kawałek, z lekko skarmelizowanym wierzchem i pachnący jak deserowe marzenie, smakuje jak magia. Nawet jeśli trochę się kruszy – kto by się tym przejmował?
Kilka słów od serca:
To ciasto nie wymaga lukru, polewy ani nawet pudru. Jest kompletne samo w sobie – miękkie, słodko-gorzkie od pomarańczy i cudownie wilgotne. Idealne do herbaty z kardamonem albo do filiżanki espresso w słońcu.
Zrób je raz, a wrócisz do niego, gdy tylko zatęsknisz za ciepłem i spokojem.